Na Śląsku jest ponad 200 osiedli robotniczych. Są małe, duże, średnie, wyrafinowane, biedne, bogate, zniszczone, pięknie zachowane i piękne. Powstały w konkretnym celu. Fabryka, huta lub kopalnia w okolicy potrzebowała pracowników. Inwestor przy budowie nowej placówki tworzył też osiedle, możliwe jak najbliżej zakładu pracy. Mężczyźni zamieszkali na tych osiedlach mieli za dnia pracować, w nocy spać. Kobiety miały zajmować się całą resztą. Mądrzejsi inwestorzy, oprócz “machin do mieszkania” budowali także szkoły i parki. Żeby górnicy czy hutnicy mieli gdzie wysłać swoje dzieci i odpocząć wieczorami po pracy.
Wyobraźmy sobie, że zdobywamy aktualnie pracę w jednej z wielkich korporacji. Oferta jest na tyle dobra, że oferują jako dodatek mieszkanie, bardzo blisko biura. Na miejscu okazuje się, że całe osiedle jest wypełnione pracownikami jednej firmy. Pracownicy tego samego działu mieszkają czasami nawet na taj samej klatce. Ich dzieci są w jednej klasie w przedszkolu. Rozmowy przy placu zabaw toczą się o następnych projektach i nowych samochodach menedżerów. Wieczorem wspólna kolacja jednego z pionów korporacji w mieszkaniu. Tak właśnie wyglądało życie na familokach.
Ludzie pracy budowali swoją wewnętrzną społeczność. Ich mieszkania nie miały zbyt wielu udogodnień, ale żadne nie miały więc nie było co komu zazdrościć. Dzieci bawiły się na wewnętrznym dziedzińcu, dzięki czemu jedna matka mogła trzymać pieczę nad wesołą zgrają z okna, gdy innego gotowały i zajmowały się swoimi sprawami. Pewnego dnia ta idylliczna opowieść marnieje, ponieważ zmienił się świat. Kopalnie, fabryki, huty przestały być nowoczesne, przestały być potrzebne. Ludzie pracy, zostali zastąpieni przez kogoś innego. Nurt się zmienił, a oni nie umieli płynąć z prądem. Pieniądze się kończyły, zapotrzebowanie na alkohol wzrastał. Familoki zaczęły podupadać.
Nikiszowiec, aktualnie perła śląskiej architektury, gdzie wszyscy japończycy odwiedzający katowice muszą zrobić zdjęcie jeszcze niedawno po zmroku była niebezpieczna. Brak pieniędzy zmusza ludzi do różnych czynów. Do głosu dochodzi siła i gwałt. Familoki przy każdym upadającym zakładzie miały ten sam problem. Jeśli jedno miejsce żywiło kogoś przez tyle lat i nie potrafi on zrobić nic innego. To po zamknięciu tego miejsca człowiek zostaje z niczym. Taka jest historia większości osiedli robotniczych na Górnym Śląsku. Jest to oczywiście spore uproszczenie i generalizacja, która może kogoś zaboleć, ale taki trend był i nadal się utrzymuje. Niektóre miejsca, jak wcześniej wspomniany Nikiszowiec oparły się jednak zniszczeniu. Na miejscu dawnych, niebezpiecznych stref pojawiły się gustowne restauracje i placówki artystyczne, które przyciągają tłumy turystów. Tych pięknych miejsc do uratowania jest wiele, może to jest właśnie przyszłość Familoków.